Polscy ustawodawcy co jakiś czas tworzą przepisy, które mają pomagać przedsiębiorcom. Wiadomo przy tym, że niektóre z nich przynoszą jednak wprost odwrotny skutek. Niemniej rządowi eksperci starają się o to, by stwarzać firmom dobre warunki do rozwoju i temu mają służyć również ulgi w zakresie składek odprowadzanych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Przyjrzyjmy się szczegółom tych przepisów.
Składki są zbyt wysokie
Wszyscy dobrze zdają sobie sprawę z tego, że niewielkie przedsiębiorstwa upadają z uwagi na opłaty, które pochłaniają bardzo duże kwoty. Najważniejszą z nich jest właśnie ta odprowadzana do ZUS. Wynosi przecież aż 1200 złotych miesięcznie. To najczęściej wydatek zbyt duży, aby ponosiły go niewielkie firmy. Stąd też wynika zjawisko poszerzania się szarej strefy.
Wiele osób świadczy usługi, omijając prawo. Eksperci podkreślają, że to problem na bardzo dużą skalę. Stąd też pomysł na to, aby zmienić obowiązujące przepisy. Zmiany miałyby dotyczyć – jak zakładają pomysłodawcy – osób, których przychody miesięczne z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej wynoszą maksymalnie 5 tysięcy złotych.
Kto jest inicjatorem akcji i na czym ona polega?
Osobą, która zgłosiła potrzebę wprowadzenia zmian w obowiązującym prawie, jest Adam Abramowicz. Przewodniczący parlamentarnego zespołu na rzecz wspierania patriotyzmu ekonomicznego chce stworzyć ustawę o małej działalności gospodarczej.
To właśnie ona ma stanowić podwaliny przyszłych działań podejmowanych przez Ministerstwo Rozwoju. Okazuje się bowiem, że projekt pod nazwą „Małe przychody – mały ZUS” jest koniecznością. Nowa ulga, wedle zapowiedzi, miałaby wejść w życie w połowie tego roku.
Dlaczego zmiany są konieczne i jak miałyby wyglądać?
Wedle obowiązujących dziś przepisów właściciel firmy – niezależnie od tego, jakie są jej przychody – musi odprowadzać składkę o jednakowej wysokości. Jest to każdorazowo kwota 1200 złotych. Jakie zmiany pragną zatem wprowadzić pomysłodawcy? Przede wszystkim chodziłoby o to, aby opłacana składka rosła proporcjonalnie do wzrostu przychodów. Trwają jednak prace dotyczące tego, by określić granice kolejnych progów finansowych.
Pierwsze komentarze mówią, że najbardziej wyśrubowana opłata miałaby wynosić 24 procent przychodów. Oznacza to, że zarabiając 1000 złotych, należałoby uiścić opłatę rzędu 200 złotych w skali miesiąca. Przy wpływach trzykrotnie wyższych opłata miałaby wynieść od 600 do 700 złotych. Dopiero osoby zarabiające 5000 złotych i więcej miesięcznie miałyby wnosić do skarbu państwa 1200 złotych.
Działania te są bardzo obiecujące i zapewne sprawiłyby, że osoby działające w szarej strefie zdecydowałyby się na zalegalizowanie działalności. Z ulg skorzystaliby przy tym również ci, którzy są już obecni na rynku. Szacuje się bowiem, że przedsiębiorstw odnotowujących niewielkie zyski jest w kraju blisko 200 tysięcy.
Możliwe skutki dla budżetu państwa
Wielu zastanawia się pewnie, czyim kosztem rząd zrealizuje swój plan. Tymczasem okazuje się, że wpływy do budżetu ze strony przedsiębiorców nie zmniejszą się. Wprawdzie niektórzy będą płacić mniej, ale zakłada się, że mniejsze składki skłonią kolejne osoby do zakładania działalności gospodarczej.
Tym samym skarb państwa byłby przez cały czas zasilany stałymi wpłatami ze strony osób działających na własny rachunek. Znakomitą wiadomością jest również to, że zakłada się, iż od września miałyby wejść w życie przepisy dotyczące osób odnotowujących zyski do 1000 złotych.
Miałyby one wedle zakładanego planu zostać całkowicie zwolnione z opłat. Wedle zapowiedzi miałyby nawet możliwość uchylenia się od rejestrowania takiej właśnie działalności. Zwolnienie od opłat na rzecz państwa miałoby też dotyczyć nowopowstałych przedsiębiorstw. Ich właściciele cieszyliby się nowymi przywilejami.
Najważniejszym z nich byłoby zwolnienie ze składek przez okres nawet 6 pierwszych miesięcy działalności firmy. Zapowiedzi te cieszą nie tylko ekspertów rynku pracy, ale również wszystkie osoby, które myślą o rezygnacji z etatu.
Jeśli rządowe plany zostaną wcielone w życie w tym kształcie, o którym mowa, nastąpiłby pewien przełom. Mógłby on skutkować tym, że znacząco zmieniłaby się struktura rynku pracy w Polsce. Na owoce ustaleń urzędników trzeba jednak poczekać. Wówczas dopiero przyjdzie czas na wydawanie opinii.